Idea jesiennego wypadu w Bieszczady narodziła się w mojej głowie już dawno, ale jak to zwykle bywa coś zawsze stawało na przeszkodzie ...
Ale w końcu, po wnikliwym przeanalizowaniu prognoz pogody i ustaleniu szczegółów na forum, 3 maszyny/4 osoby wyruszyły w piątek 11 października br. o godz. 10.00 z siedziby firmy SABIX w Zamościu. Pogoda słoneczna i jak na tę porę roku ciepło.
Pierwszy przystanek w Tomaszowie Lub. - tankowanie i oczekiwanie na ew. chętnych do wyjazdu, a ponieważ takowych nie było ruszyliśmy dalej. Tuż przed Jarosławiem zatrzymaliśmy się na śniadanie.
Choć wg deklaracji Saszy miał nas tylko odprowadzić kawałeczek i zawrócić w kierunku Lublina (sprawy zawodowe) moją uwagę zwrócił jego oryginalny komplecik bagażowy :
Zastanawiałem się jak wygląda na ścigaczu, ale Sasza bronił się stwierdzeniem, że to najnowszy trend w modzie motocyklowej Sabix bez przekonania potwierdził, że to chyba Modeka.
Korzystają z przypadkowo napotkanego sprzętu usiłowałem dokonać drobnych poprawek krawieckich mojego swetra:
... udało się więc najedzeni i obszyci ruszyliśmy w drogę:
Przy okazji zwróciłem uwagę na sposób upamiętnienia zmarłej Mamy Saszy na jego maszynie (jak się kilka godzin później okazało był to chyba znak zapowiadający kolejne smutne zdarzenie w naszym klubie).
Po dojechaniu do Przeworska Sasza odbił w prawo na Lublin, a my w lewo na Dynów.
Kolejny przystanek w zajeździe w pobliżu Dynowa. Grażka i Sabix zastanawiali się czy nie wygodniej by im było kontynuować podróży wąskotorówką, ale dzięki mojej wrodzonej sile perswazji udało mi się odwieźć ich od tego zamiaru:
Przez Dynów, Sanok, Zagórz, Lesko, Hoczew, Polańczyk, Bukowiec dojechaliśmy do Terki na obiad - oczywiście pstrąg z grila.
Po wypytaniu autochtonów i telefonicznych negocjacjach udaliśmy się na pobliskie miejsce noclegu.
I my i nasze wiekowe, ale niezawodne maszyny musieliśmy odpocząć - ostatecznie wszyscy razem mieliśmy 217 lat
Żonie Sabixa w tajemnicy pragnę donieść, że szanowny małżonek nie spał bynajmniej sam
Ja z kolei oglądając wspólnie ze współlokatorami kolejny, oczywiście przegrany, mecz naszych kopaczy nożnych, bo piłkarzami bym ich raczej nie nazwał, topiłem smutki w dużych ilościach napojów "wysoko energetycznych", dzięki którym sen miałem twardy, a poranek pełen doznań różnorakich.
Sobota przywitała nas iście letnią pogodą, więc ruszyliśmy z Terki skrótem do Cisnej na śniadanie, gdzie spotkaliśmy ekipę motonitów z naszych stron.
Po naradzie postanawiamy zrezygnować z wypadu na Słowację na rzecz połażenia po naszych, przepięknych o tej porze roku, Bieszczadzkich górkach. Tankowanie "Kredensów" w Cisnej i ruszamy do Wetliny, by wzmocnić dodatkowo siły słynnym plackiem z jagodami.
Po drodze podziwiamy "malowane słońcem" lasy i wzgórza.
Placek:
i ruszamy w kierunku Brzegów Górnych, ... a tam tłumy jak na Krupówkach, więc jedziemy dalej i skręcamy w lewo w kierunku Nasicznego. Po drodze kamieniołom - Andrzej odkrywa nagle swój talent alpinistyczny:
a ja piękny górski mini wodospad:
Jadąc dalej trafiamy na podejście szlakiem czerwonym na Dwernik (1004 m n.p.m.).
Ze względu na otarcia stopy Grażka zostaje przy motocyklach, a my wchodzimy na szczyt. W przypadku Andrzeja, zważywszy choćby na wiek, jest to wyczyn nie lada.
Widoki ze szczytu wynagradzają wysiłek:
Z Nasicznego przez Smolnik, Lutowiska, Czarną, Rajskie dojeżdżamy do Bukowca, gdzie spożywamy kolację, a po dojechaniu do Terki, bardzo zmęczeni, ale i zadowoleni padamy do łóżek.
Niedzielny ranek wita nas mżawką, która na szczęście około 10.00 ustaje. Po rozmowie telefonicznej z Wiatrem wiemy, że oni czekają w Przemyślu i niedługo ruszają w zaplanowaną trasę, więc na pewno gdzieś po drodze się spotkamy. Jezdnie są mokre więc ostrożnie ruszamy w drogę powrotną.
W Ustrzykach Dolnych, w słynnym "Młynie" zatrzymujemy się na śniadanie (kartacze z mięsem, jajecznica na boczku i takie tam ... pyszności ).
Czekając na posiłek zwiedzam Muzeum Młynarstwa i rozmawiam z bardzo ciekawą osobą - tubylcem, który przybył tu przed laty z Żuław żeby zobaczyć Bieszczady ... i już tu pozostał.
Niejako przy okazji poznałem tajemną wiedzę na temat "Tysiąc i jeden sposobów pędzenia bimbru z tego co jest akurat pod ręką":
Po śniadaniu ruszamy przez Krościenko, Kuźminę, Birczę w kierunku Przemyśla. Gdzieś jeszcze przed Krasiczynem spotykamy Wiatra i jego ekipę - http://youtu.be/khoK4joDfo4" onclick="window.open(this.href);return false;
W Przemyślu odpoczynek i tankowanie.
Po wyjechaniu z Przemyśla nareszcie można przyśpieszyć. Przy 130 km/h cichy pomruk Goldwinga i świst wiatru usypia mojego "plecaczka". W Jarosławiu "autostrada" się kończy i trzeba zwolnić. Kolejny odpoczynek w Cieszanowie na rozprostowanie kolan i już bez ociągania się około godz. 16.30 jesteśmy u Sabixa w Zamościu. Żegnamy się, Andrzej jedzie zatankować swoją maszynę, a ja rozładowuję bagaże i jadę na myjnię - jestem swojemu staruszkowi GL-owi to winien za kolejną niezawodną, kilkuset kilometrową podróż (Andrzej nie byłby sobą gdyby nie wyliczył precyzyjnie, że przejechaliśmy 655 km, zużyliśmy 35 l paliwa, a koszt przejechania 1 km wyniósł 30 gr. ).
Była to moja najprzyjemniejsza wycieczka w tym sezonie - polecam wszystkim jesienne Bieszczady.
Na długie zimowe wieczory pozostały już tylko zdjęcia i wspomnienia.
Bieszczady jesień 2013
-
- Zwykły forumowicz
- Posty: 2808
- Rejestracja: poniedziałek, 19 lutego 2007, 08:39
- Motocykl: FJR 1300
- Wiatr w Polu
- Zwykły forumowicz
- Posty: 1619
- Rejestracja: poniedziałek, 9 czerwca 2008, 11:41
Re: Bieszczady jesień 2013
Bardzo fajna relacja, super zdjęcie, ekstra widoki z kamerki (chyba na kasku). Widać całą paletę barw. Jak opisujesz Wielki, którędy jechaliście, to mam to przed oczami, wiem, znam, myślami i wyobraźnią też tam jestem. W "Galerii" podobno się nie komentuje, ale co mi tam. Co Chciałem, to napisałem. Najwyżej administrator usunie. Pozdrawiam
Wojownik musi czuć zapach wojny, musi wiedzieć, że jest potrzebny. W czas pokoju tylko dudnienie KODO jest zwiastunem błogosławieństwa Cesarza do wymarszu na bój.