A co Wy na to.
Oto przemyślenia kilku klubowiczów (fragmenty kroniki Moto Rubieży) na temat pewnego problemu. Jakie jest Twoje zdanie na ten temat i jakie widzisz rozwiązania?
Nieporozumienia z MC pojawiły się już podczas inauguracji sezonu motocyklowego na Jasnej Górze oraz w Zemborzycach. Okazało się, że kluby MC rozwścieczył wywiad na temat Moto Rubieży w Polskim Radiu Lublin. Nie byli radzi, że na ICH terenie powstał klub bez ICH zgody. Nie zamierzaliśmy łączyć się z jakimiś MC, no bo z jakiej racji?
1) „Propozycja” zrzeszenia wyszła od młodych osób z MC, których nie było na świecie, gdy Najstarsi członkowie Moto Rubieży jeździli motocyklami.
2) Teren MC nie jest ich terenem.
3) Nasze barwy są nieodłącznym symbolem NASZEJ Ziemi, więc nie tylko możemy, ale powinniśmy je nosić.
4) Tradycje motocyklowe Ziemi Hrubieszowskiej i w ogóle województwa lubelskiego są starsze niż „tradycje” motocyklowe MC w Polsce i Hells Angels w Ameryce.
5) Żyjemy w Polsce a nie w „Polandzie”, posługujemy się polskim językiem, nie wstydzimy się go i taką też polską a nie angielską nazwę ma mieć nasz klub.
6) Mamy piękne tradycje narodowe, choćby ułańskie i nie musimy powielać negatywnych, mafijnych, przestępczych wzorców z Zachodu.
7) Kluby MC nie są jedynym reprezentantem ruchu motocyklowego w Polsce.
Problem klubów MC i „NieMC” jest problemem sztucznym; to tworzenie fikcyjnego konfliktu. Chęć wywołania go wynika zapewne z niedowartościowania i emocjonalnego zwyrodnienia.
Wiadomo, że w razie spotkania i pyskówek może nastąpić bójka. Biorąc pod uwagę zacięcie niektórych z nas oraz wygląd i brak rozumu z ich strony takie starcie może być tragiczne w skutkach dla obu stron (oczywiście w przypadku, gdy proporcje byłyby równe). Przemoc fizyczna to jednak nie jest nasz poziom, nie możemy się tak poniżać, do niczego dobrego to nie doprowadzi i nic nie zostanie rozwiązane. Z głupim nie wygrasz. Dlatego nikt z nas nie ma obowiązku ginąć za barwy. Uważam, że w chwili starcia najlepsze będzie po prostu zdjęcie barw. Z drugiej strony nie może to trwać w nieskończoność. Pozostają następujące wyjścia:
a) podporządkować się Kongresowi klubów MC; oznacza to zostać ich wasalem, zaakceptować ich imponujące i prymitywne zasady, uznać ich za jedynego reprezentanta polskiego motocyklizmu, oznacza to również, że będziemy identyfikowani z tym środowiskiem, będziemy za ich przestępstwa dostawać w ryj, oni nas w obronę nie wezmą,
b) utworzyć z sąsiednimi klubami coś w rodzaju opozycji dla MC; w naszym przypadku odpadają kluby z Podkarpacia (przynajmniej te, o których słyszałem), oraz Panthera z Podlasia i Wschodnia Grupa Motocyklowa (Cyców lub Łęczna), które uznały MC; pozostają więc motocykliści z Chełma związani z tamtejszym Automobilklubem (ostatnio jakieś nieruchawe środowisko), motocykliści z Biłgoraja związani z tamtejszym Automobilklubem (rozmawialiśmy z nimi, są otwarci na takie porozumienie, mają „jad” na MC szczególnie z Lublina, a MC z Lublina na nich), no i Kresowe Bractwo Motocyklowe (nie wiem jaki jest ich stosunek do MC); minusem takiego rozwiązania jest ryzyko „wojny” z MC np. o teren i tym podobne pi...; kluby MC utrudniałyby nam organizowanie czegokolwiek w regionie, co już nam zapowiedzieli,
c) podporządkować się Polskiemu Związkowi Motorowemu za pośrednictwem jakiegoś Automobilklubu (Biłgoraj?); MC nie tykają tych, którzy podlegają instytucjom państwowym, mimo to nie dociera do nich, że już jesteśmy Stowarzyszeniem; można by mieć nad sobą kogoś silnego, kłopot z MC byłby w dużym stopniu rozwiązany (mam nadzieję) i nie zatracilibyśmy przy tym swojej motocyklowej tożsamości związanej z regionem; minus tego taki, że nie mielibyśmy co marzyć o wstępie na imprezy organizowane przez MC lub kluby im podporządkowane, chyba że jako wolni jeźdźcy bez barw.
Czy trzecie rozwiązanie jest najlepsze? Czy można poradzić sobie z tym w jakiś inny sposób? Może by jednak skontaktować się z PZM, z Biłgorajem i KBM jeszcze przed zlotem w Biłgoraju, zrobić j